O czym ten blog?

Witajcie na moim blogu. Bardzo się cieszę, że tu jesteście :)
Piszę tu głównie o tym co kocham - o przyrodzie, o sztuce projektowania ogrodów, o swoich pasjach i inspiracjach. Chętnie też dzielę się swoimi spostrzeżeniami oraz zamiłowaniem do tworzenia. Mam nadzieję, że będziecie się u mnie czuli jak w pięknym ogrodzie w ciepłe letnie popołudnie. Zapraszam do oglądania, czytania i komentowania :)




piątek, 28 września 2012

Oszukane kaktusy w Lerła Merlę - ciąg dalszy

Wkurzona na oszukane kaktusy wysłałam email do Lerła Merlę o treści następującej:

Witam, ostatnio w jednym z Waszych sklepów natrafiłam na "kwitnące" kaktusy. Czyli zwykłe żywe kaktusy z doklejonym sztucznym kwiatkiem. Nie była to jedna sztuka produktu, lecz kilkanaście sztuk, co świadczyłoby o tym iż zabieg był działaniem celowym. Takie zabiegi niszczą roślinę, a klienta wprowadzają w błąd. Bardzo proszę o wyrażenie swojej opinii na temat produktu.

Kilka dni temu otrzymałam odpowiedź:

Serdecznie dziękuję za czas poświęcony na skorzystanie z naszego serwisu internetowego i za napisanie do nas. Doklejony, kolorowy kwiatek na kaktusach nie jest sztuczny. Jest naturalny kwiat suszony. Zabieg doklejania nie jest przeprowadzany w naszych sklepach. Gotowy produkt jest przez nasz kupowany od dostawcy. Muszę przyznać, że produkt ten cieszy się dużą popularnością wśród naszych klientów i jest przez nich bardzo często kupowany. Dlatego sprowadzamy go do naszych sklepów. Bardzo mi przykro, że wygląd rośliny wprowadził Panią w błąd i zapewniam, że nie było to celowe postępowanie z naszej strony. Zawsze podczas zakupów można zgłosić się do Doradcy Handlowego Działu Ogród. Z pewnością rozwiali by oni pani wątpliwości, pomogli wybrać odpowiednią roślinę oraz służyliby fachową wiedza dotyczącą jej pielęgnacji. Wierzę, ze mimo wszystko będziemy jeszcze gościć Panią w naszym sklepie Leroy Merlin.

Hm... Po pierwsze miło, że nie olali mojego króciutkiego meila i zechcieli wyczerpująco odpowiedzieć. Po drugie - kwiatek był sztuczny, a nie zasuszony. Naprawde dobrze się przyjrzałam i umiem odróżnić sztuczne kwiaty od prawdziwych zasuszonych. Jasne, że produkt cieszy się dużą popularnością, bo wielu po prostu nie dostrzega różnicy pomiędzy sztucznym, a prawdziwym kwiatem. Uwierzcie mi, trzeba naprawde dobrze się przyjrzeć, żeby dostrzec tę różnicę! Uważam że to nie jest fair, bo doklejanie sztucznego kwiata to prawdziwej rośliny świadczy o tym, że oszustwo jest celowe. Poza tym szkodzi roślinie, a potencjalny właściciel musi się nieźle postarać, aby odratować zakupioną roślinkę. Jeszcze raz przestrzegam. Nie kupujcie oszukanych kaktusów! Lepiej kupić nie kwitnące, lecz zdrowe, niż "kwitnące" i umierające.


sobota, 22 września 2012

Dzikus Odsłona II

Pamiętacie "Dzikusa", o którym pisałam jakiś czas temu? Jeśli nie, to pozwolę sobie przypomnieć, że dzikusem była rozbita doniczka, w której zasadziłam dzikie rośliny, którym pozwoliłam swobodnie rosnąć. Obecnie dzikus przeszedł metamorfozę w zadrzewienie. Posadziłam dwa maleńkie iglaczki, które zapewne z czasem przesadzę do większej doniczki. Dodałam również zwierzątka, aby było bardziej "leśnie":) Całość ma po prostu cieszyć oczy. W tle znajdują się pozostałości po dożynkach - dynie, ogórki, patisony i inne. Tak wiem. Jako tło byłaby lepsza leśna fototapeta. Niestety takowej nie posiadam. Tak czy inaczej zapraszam do oglądania i komentowania:)





czwartek, 20 września 2012

UWAGA NA OSZUKANE KAKTUSY!

Wiele jestem w stanie zrozumieć. Rozumiem, że istnieją triki sprzedawców mające zachęcić klienta do kupna towaru. Sklepy wabią kolorami, zapachem, promocyjną ceną produktów i miłą obsługą, jednak nie wszystko jest takie piękne jak wygląda na pierwszy rzut oka. Jako miłośniczka wszelkich roślin zielonych uznaję to co dzisiaj zobaczyłam za MEGA-PRZEGIĘCIE. W Lerła Merlę sprzedają żywe kaktusy z doklejonymi sztucznymi kwiatkami (że niby kwitnące). Na żywą roślinkę ładują jakiś żywicopodobny specyfik, a na jego czubku po kilka kwiatków z jakiegoś tworzywa sztucznego wybitnie naśladującego prawdziwy kwiat,  Po pierwsze jest to niszczenie żywej rośliny (żywica zajmuje cały czubek kaktusa), a po drugie jest to perfidne oszustwo wobec klienta! Nie polecam.

sobota, 8 września 2012

Tajemnica błękitnego storczyka

Codziennie gdy wracam do domu z pracy mijam pewną kwiaciarnię. Zawsze wtedy zwalniam kroku i oglądam kwiaty na wystawie. Zachwycają mnie zwłaszcza storczyki i marzę aby mieć je w całym domu! Narazie jedyny storczyk jaki posiadam to Dendrobium, które dostałam w zeszłym roku na urodziny. Ostatnio moją uwagę przykuł kawałek błękitu. Okazało się, że to...storczyk! Umknęło mi, że są już w sprzedaży błękitne orchidee. Okazuje się jednak, że to żadna nowa cudna odmiana tylko zabieg florystyczny. Sposobem na uzyskanie takiego storczyka jest ponoć...barwnik spożywczy. Naprawdę! Zapewne jest to dla Was nie lada niespodzianka. Żadna chemia, żadne wypasione dodatki, tylko najzwyklejszy barwnik spożywczy! Jak to działa? Ano tak samo jak szkolny eksperyment z goździkami. Pamiętacie? Wsadzało się goździk do wody z barwnikiem i zostawiało na dwa dni. Roślinka "pijąc" wodę zabarwiała się na kolor barwnika. Tak samo barwnik spożywczy działa na storczyka. Jeżeli dodamy go w odpowiednim momencie do wody, którą podlewamy roślinęt, zakwitnie nam kwiat niezwykłej barwy. Piękne jest to, że można uzyskać właściwie każdą barwę. Oczami wyobraźni widzę już Phalaenopsisy w kolorze czerwonym, zielonym, żółtym, a nawet...czarnym! Niestety zabiegi podlewania barwnikiem trzeba powtarzać, bo przy każdym następnym kwitnieniu bez barwienia storczyk wraca do swojej naturalnej barwy. Takie orchidee nie są tanie. W kwiaciarniach i w internecie ceny skaczą od 80zł wzwyż. Odstraszające. Oczywiście zawsze można takiego storczyka wyhodować w domu, jednak to wymaga doświadczenia w temacie, aby w odpowiednim momencie i odpowiednią ilością podlewać kwiaty. Ja chętnie poeksperymentuję, a o efektach będę informować Was na blogu:)